Za nami kolejne emocjonujące Grand Prix. Mimo, iż tor nie jest miejscem do spektakularnej walki pomiędzy graczami, kierowcy serii F1 nie zawiedli swoich fanów. Dziwi pozycja ubiegłorocznego mistrza ligi - Dominika Glinki. Zajął on dopiero ósme miejsce. Pozwoliło to odnieść zwycięstwo Dawidowi Kowalowi Z Teamu Lotus. Więcej o tym ciekawym wyścigu w dalszej części relacji.

Po udanych kwalifikacjach nic nie zapowiadało "tragedii" kierowcy Williamsa. Wydawałoby się, że wygra start i pewnie będzie prowadził, aż do samej mety. Ale późniejsze zdarzenia zweryfikowały to i wszyscy którzy zakładali taki właśnie scenariusz mogli "puknąć się w czoło". Stało się! Mistrzowski bolid wystartował o ułamek sekundy za późno, i to zdecydowało, że już na pierwszym zakręcie mieliśmy zmianę lidera. Został nim Karol Bednarczyk, reprezentujący barwy Renault. To zdecydowanie był jeden z przełomowych momentów w tym wyścigu.

Na pierwszym zakręcie doszło do małego kontaktu Patryka Krutyja oraz Łukasza Damsa. W efekcie tego kierowca Renault spadł nieco w klasyfikacji wyścigu. Oglądając wyścig w początkowej fazie, można było odnieść wrażenie, iż Dominik nie był skoncentrowany. Efektem tego był spin na drugim okrążeniu. Spin wydawałoby się nie groźny, ale fatalny w skutkach. Mianowicie, jego bolid ściągnęło na zewnętrzną stronę toru. Tym razem nieszczęście spadło na Patryka Krutyja, który nie mając czasu na reakcję uderzył w lidera klasyfikacji generalnej.

Nie co mniej, ale jednak ucierpiał na tym Radosław Cupał, który po dobrym starcie jechał na piątej pozycji. On również urwał spojler, tak więc jeszcze na tym samym okrążeniu cała ta dwójka (prócz Dominika) zameldowała się w pit - stopach. Wielu uważa, że właśnie to głównie zadecydowało o końcowych wynikach. Całe to zajście pozwoliło Karolowi jeszcze bardziej oddalić się od stawki, i dać sobie lepszy komfort jazdy, co sprzyja powiększaniu przewagi nad resztą zawodników.

Kopie tej samej sytuacji oglądaliśmy na czternastym okrążeniu. Wtedy to Cezary Kołcz w ten sam sposób obrócił bolid, i wjechał prosto pod koła rozpędzonego Patryka Rogozika. Ten również nie miał szans na reakcję, lecz w przeciwieństwie do kolegów, którzy brali udział w poprzednim incydencie nie musiał odwiedzać swoich mechaników.

Po tych zdarzeniach szybko dotarło do nas, że to jednak Hungaroring, więc na piękne manewry wyprzedzania nie mamy co liczyć. I rzeczywiście, ten fakt potwierdził się. Dalej oglądaliśmy głównie "procesję" bolidów, może za wyjątkiem kilku prostych manewrów oraz gonitwy z ogona stawki na jej czoło Dominika Glinki. Swoją szarżę ukończył na dziewiątej pozycji.

Wyścig wygrał Dawid Kowal (Team Lotus), a dwie sekundy po nim na metę wjechał Łukasz Jasiński (Ferrari). Trzeci zameldował się Karol Bednarczyk (Renault). Tuż za podium z blisko dwudziestosekundową stratą znalazł się Łukasz Dams (Renault). Na piątej pozycji sklasyfikowano Patryka Krutyja (McLaren), a na szóstej Grzegorza Wolanina (Force India). Na szczęśliwym, siódmym miejscu do mety dotarł Rafał Cupał (Red Bull). Braci Cupałów przedzieliło dwóch kierowców - na ósmym miejscu Cezary Kołcz (McLaren) oraz Dominik Glinka (Williams). Dopiero za tą dwójką w wynikach figuruje Radosław Cupał (Red Bull). Ostatni znalazł się jeden z pechowców - Patryk Rogozik (Ferrari).

Tak więc widzimy, wyścig wydawałoby się nudny, ale jednak ciekawy. Można powiedzieć, że ktoś wreszcie przełamał passę wygrywania Dominika. Na pewno są kierowcy, których można zganić za nieodpowiedzialną jazdę, oraz są tacy których należy pochwalić. Jako, że mogłaby to być przyczyna konfliktu, nie wypiszemy kierowców obu grup. Na pewno spora gruba zawodników z Budapesztu wyjedzie zadowolona. Za tydzień spotkamy się na jednym z najpiękniejszych torów w całej historii Formuły Jeden - zawitamy do Belgii, na Spa Francorchamps. Już dziś zapraszamy na wyścig i poprzedzające go kwalifikacje.